Čały tłumaczy, dlaczego
1 sierpnia 2020, 11:36 | Volha Loika, Siarhei Chaly, TUT.BY
Wbrew sceptycyzmu, protesty na Białorusi nie maleją. Ostatnio w zmaganiu z protestującymi ważnym argumentem został Władimir Putin i obiecane przez niego wsparcie. O tym, czego są warte takie obietnice, jaki jest przyszły los Białorusi i dlaczego zdecentralizowany protest okazał się tak wielki i wymowny, rozważa analityk Siarhei Čały.
Siarhei Čały
Niezależny analityk
Volha Lojka Redaktor naczelny wiadomości politycno-ekonomicznych
Putinie, ratunku!
Jedno z pytań, które często niepokoi Białorusinów w ostatnim czasie, to jak traktować zagrożenie ze strony Rosji oraz zwroty Łukaszenki do Putina: od rozmów Putina z krajami trzecimi o losie Białorusi do przygotowanej dla pomocy Białorusinom „rezerwy”. Czy jest możliwe przyspieszenie integracji Białorusi z Rosja, albo nawet inkorporacja?
„W ekonomii jest koncept ingerencji słownych. Mistrzem tego był Eisuke Sakakibara, były minister finansów Japonii. Miał przezwisko „mister jen”. Jeżeli chciał żeby jen kosztował nie 135 do dolara, a 145, to wartość jena się obniżała, chociaż władzy nic do tego nie robili. Bo takie było zaufanie. Na Białorusi ingerencje słowne też działają – przypomnijmy sobie słynną obietnicę, że dewaluacji nie będzie. I teraz w wypadku z Rosją to są właśnie ingerencje słowne. Nie wierzę w żadne wkroczenie wojska, użycie funkcjonariuszy itd. Ta “rezerwa” jest potrzebna wyłącznie po to, żeby coś odpowiedzieć Łukaszence”, – mówi Čały.
Żadne „republiki ludowe” w stylu Donieckiej Republiki Ludowej lub Ługańskiej Republiki Ludowej nie są możliwe, ponieważ wszystkie sondaże pokazują wyraźnie, że nastawienie do Rosji jest przyjazne, ale nie ma dążenia do tego, żeby mieszkać w jednym państwie.
„I nie będzie na Białorusi żadnego Krymu, tym bardziej że wojska i oddziały samoobrony znają tylko scenariusz blokowania budynków urzędowych i stworzenia „burmistrzów ludowych”. Nie będą strzelać w mieszkańców”, – uważa ekspert.
Ważniejsze jest zrozumienie tego, jakie długoterminowe plany ma Rosja w stosunku do Białorusi.
„Wydaje mi się, że po wyborach te plany zasadniczo się zmieniły. Według mnie, Rosja ma na celu nie pochłonięcie, lecz stworzenie słabego i podległego jej kraju. Nadzieje że Rosja będzie dawać pieniądze są marne. I teraźniejsze rozmowy o refinansowaniu białoruskiego długu są kroplą w morzu. To jest przypomina sześć miliardów dolarów, które Miedwiediew rzekomo zaproponował w 2011 roku. Ale w wyniku żadnych „miliardów” nie było”.
Rosyjscy analitycy piszą, że Putin popełnia błąd, wspierając reżim Łukaszenki, że dyktator wyciąga rękę do dyktatora, że jest to taka międzynarodówka dyktatorska. Ale Čały jest pewien, że to nie jest błędem.
„Strategia Putina wobec wszystkich krajów, łącznie z Białorusią, nie zmienia się odkąd jest prezydentem. Warto przypomnieć sobie jego przemówienie w 2015 roku, gdzie wprost mówi o wsparciu reżimów w ich zmaganiu ze swoim narodem, przeciw narzucanej z zewnątrz demokratyzacji.
Nic nowego dla Białorusi w Rosji nie wymyślono. Putin od samego początku swojej kariery na stanowisku prezydenta, od jego wizyty do Korei Północnej, próbował promować siebie Zachodowi jako człowieka, za pośrednictwem którego można rozmawiać z nieprzewidywalnymi reżimami i ich władcami. To samo było z Syrią i td”.
Čały zaznacza, że Syria to akurat dobry przykład działań Rosji.
„Co robi Rosja w Syrii? Ona faktycznie próbuje zniweczyć próby całego świata znormalizowania sytuacji w kraju, gdzie jest zbuntowany naród i dyktator, który już dawno mógłby być obalony, jeżeli nie miał pomocy ze strony Rosji. Rosja nie ma siły, aby się zaprezentować na arenie międzynarodowej, ale może zniweczyć wysiłki innych, rzekomo: “Bez nas nie poradzicie sobie z Asadem, więc usiądźmy i porozmawiajmy”. Rosja po prostu chce rozmowy z Ameryka jako równy, z innymi krajami – to jest cel, a nie Syria. Tak samo z Białorusią – jego cel to zrobić wrażenie na Zachodzie. Dlatego Putin robi tak, aby o losie Białorusi Zachód rozmawiał nie z Łukaszenka, a z nim. Jest pewien, że jest to strefa jego wpływów”.
W wyniku przy udziale Rosji robią się „ropnie” i głównie na terytorium poradzieckim, podkreśla ekspert. Gruzji odcięto terytoria, które obróciły się w wieczny problem, głównie terytorium Osetii Południowej. z Donetskiem i Ługańskiem jest podobnie .
„Albo Naddniestrze. Teraz jest oczywiste, że to jest podobna drzazga w ciele Mołdowy. Dużo opowiadałem o drodze dla Białorusi. Moglibyśmy zostać taką sobie Estonią z jej cyfryzacją, niewielkim rządem i zorientowaniem na eksport. Jeżeli nie zmieniać kursu, to Białoruś może zostać dużą Mołdawią, ale scenariusz, który kreśli nam Putin dzisiaj, jest nawet gorszy – ryzykujemy, że zamienimy się nie w Mołdawię, lecz w Naddniestrze. Na pewno tak wygląda długoterminowy cel Putina. Tego kosztuje wsparcie Rosji. Nie okupacja, nie integracja, nie ingerencja, lecz stworzenie ropni na ciele innego kraju”.
Białoruś mogła zostać dużą Mołdawią, ale scenariusz, który kreśli nam Putin dzisiaj, jest nawet gorszy – ryzykujemy, że zamienimy się nie w Mołdawię, lecz w Naddniestrze. Na pewno tak wygląda długoterminowy cel Putina. Tego kosztuje wsparcie Rosji.
Ekspert uważa, że taka Białoruś Putina to kraj ze słabą i niesamodzielną gospodarką, słabym systemem sądowniczym, a niemożliwość obrony prawa własności, o czym mówi sam Łukaszenka (mówiąc, że równe z państwowym biznesem warunki dla biznesu prywatnego są możliwe tylko w przypadku lojalności) to gwarancja zerowej aktywności inwestycyjnej, zarówno zewnętrznej, jak i wewnętrznej.
„Kraj będzie żyć na minimalnym zasilaniu z zewnątrz podobnie do Naddniestrza, które nie płaci za spożyty rosyjski gaz. Za to płaci Mołdawia. Przy tym kraj traci podmiotowość w polityce zewnętrznej. O wszystkie kwestie zewnętrzne będzie decydował Putin. Mający zdolność płatniczą popyt się skurczy do minimum. Wszystko, co żyje i może się ruszać, pracować w warunkach normalnej współczesnej gospodarki, będzie wyjeżdżać z kraju. Odbędzie się archaizacja kraju. Postępujące gnicie bez żadnych perspektyw. Nie będzie żadnego wzrostu gospodarczego”, – mówi ekspert.
Karnawał po białorusku, albo protest bez lidera
W ciągu ostatnich tygodni cały świat docenił kreatywność uczestników białoruskich protestów, coraz bardziej wykwintne stają się przesłania i plakaty. Čały jest pewien, że jesteśmy blisko tego, żeby przyćmić europejskie demonstracje i karnawały.
„Gigantyczny karaluch, śmierć z kosą, plakaty o funkcjonariuszach, „Russia today, Hague tomorrow” i td. – taka karnawalizacja pełni kilka różnych funkcji. Kiedyś robiłem do szuflady przewodnik po Mińsku, jak będzie wyglądał w przyszłości, jeżeli pozbędzie się tego wszystkiego. I tam była idea corocznego festiwalu, gdzie połowa uczestników przebiera się za funkcjonariuszy, a druga połowa – za opozycjonistów. I oni urządzają epickie walki między sobą, coś w rodzaju bitew pomidorowych. Wydaje mi się, że możemy zrealizować taką ideę”, – mówi Čały.
Przy tym co dwa lub trzy dni zaostrzają się rozmowy o tym, że wszystko jest stracone, że protesty maleją, szybko wszyscy trafią do więzienia albo razem, albo pojedynczo – scenariusze klęski są różne. Ale ekspert zaznacza, że teraz takie nastroje powoli znikają. Ludzie zaczynają rozumieć, że ta walka nie jest szybka. Ona jest na wyczerpanie. I protestujący mają dość dużo zasobów.
„Popularny teraz rosyjski politolog Maksim Katz powiedział bardzo ważną rzecz – teraz wszyscy zwracają uwagę na stan protestujących. Ale popatrzcie na to, co się odbywa po drugiej stronie barykady. Władze robią wszystko, aby zgasić protest. Obiecały to zrobić jeszcze przed poniedziałkiem tydzień temu. Ale nie wyszło. I strzelały już, i granaty rzucały, i biły, i torturowały, i odłączały Internet, i straszyły Rosją, i zatrzymywały, i zwalniały aktywistów. Prezydent nawet wychodził z automatem. Nic nie działa. Łukaszenka nadal nie może zrozumieć skąd się wzięło tyle ludzi na ulicach. On ich wyhodował, założył wszystkie biznesy. I czego ci ludzie chcą? Uczestnictwa w decydowaniu o losach kraju? Ale ż ono jest! Co prawda nie dla wszystkich. Ale po co ma być dla wszystkich? Władza karmi – czego jeszcze?
I strzelały już, i granaty rzucały, i biły, i torturowały, i odłączały Internet, i straszyły Rosją, i zatrzymywały, i zwalniały aktywistów. Prezydent nawet wychodził z automatem. Nic nie działa. Łukaszenka nadal nie może zrozumieć skąd się wzięło tyle ludzi na ulicach.
I właśnie uczucie tego, że nic nie wychodzi, rodzi ważne emocje”, zapewnia Čały. Przedłużając metaforę tej kampanii – metaforę tyrana domowego – jeśli nie poddajesz się temu gwałtowi, to agresor czuje bezsilność i rozpacz. I jeżeli ma problemy z przemyśleniem tego uczucia bezsilności, jeżeli emocje górują nad rozsądkiem, to rodzi ono nienawiść i wściekłość.
„To jest wyjście przez afekty, a nie racjonalne przemyślenie. Człowiek nie może zrozumieć, że podstawowe wartości górują nad strachem. On myśli innymi kategoriami – chlebem, mąką. A ludzie już są wyżej w hierarchii potrzeb, widzieli świat szerzej niż ten kto nimi kieruje”, – mówi analityk.
Stan nienawiści jest bardzo energochłonny, zżera siły – kontynuuje Čały. Im dłużej znajdujesz się w takim stanie, tym więcej dokonujesz czynów irracjonalnych, tym mniej masz zaufania ze strony narodu, ze strony własnego otoczenia politycznego i ze strony oponentów. To jest wojna na wyczerpanie, ale nie fizyczne, lecz emocjonalne.
„I na odwrót, karnawalizacja wspiera. Działają relacje poziome, ludzie doładowują się wzajemnie. Dlatego siły jednych maleją, a drugich natomiast rosną”, – zaznacza.
Jak linia pozioma bije pionową
Ci, którzy mówili, że protesty szybko osłabną, nie docenili sił i zasobów sieci poziomej, mówi ekspert. Niektórzy nadal są pewni, że piramida hierarchiczna pracuje lepiej.
„Aztekowie mieli budowaną przez wieki strukturę hierarchiczną, ale po likwidacji przywódcy imperium umiera. Jeżeli tego nie ma, jeżeli każda wieś ma samorządy, ofensywa utyka, grzęźnie. Śmiałość i wola do kontynuowania sprzeciwu w sieci poziomej nie są indywidualne, pobudzają innych. Ważne jest nie na ile jesteś śmiały, a jak oceniasz śmiałość ludzi obok. I na akcjach masowych to widać – kiedy działania jednego są widoczne dla pozostałych. I prędzej czy później robi się wstyd nie brać w nich udziału – przecież wszyscy są tam”, – mówi Siarhei Čały.
Niedocenianie współczesnych struktur organizacyjnych w porównaniu ze starymi to typowy błąd większości politologów i ekspertów, – zaznacza.
„Wszystkie te pytania “A co będziecie robić, jeśli traficie do więzienia?” powstają z tej właśnie pewności, że działa tylko hierarchia z przywódcą i konkretnymi organizatorami. I jako przeciwwaga temu przekonaniu wyrusza w sobotę marsz kobiecy z jego chaosem i krzykami „A-a-a! Otoczyłyśmy OMON!” Idee rodzą się na miejscach i są szybko przesiewane – bierze się to, co działa. To jest rozpowszechnianie innowacji, jak na przykład składanie kartek wyborczych. I to działa fantastycznie. A władze i rządowi eksperci nadal myślą, że walczą ze zorganizowanym sprzeciwem, – mówi ekspert.
A władze i rządowi eksperci nadal myślą, że walczą ze zorganizowanym sprzeciwem.
Do tego, co się dzieje, – zaznacza Čały, – można zastosować dwie hipotezy – że są nieznani koordynatorzy, którzy mają wprost nieograniczone zasoby (dlatego mamy te wszystkie maszyny, „Kres”, transportery opancerzone, na ulicach jako przeciwstawienie – bardzo drogo kosztują), lub działają jakieś nieznane technologie (stąd przekonanie, że ludzie wychodzą nie sami, że sprano im mózg, i trzeba przeciwstawić temu radio i ulotki, jak to było podczas II wojny światowej).
Rządowi eksperci są niesamowicie daleko od rzeczywistości. Politolog Nikolaj ščokin, doktor filozofii zadeklarował, że na Białorusi jest realizowany znany czteropoziomowy model wojny hybrydowej: Telegram-rewolucja – wojna dyplomatyczna – “pomoc humanitarna” – bezpośrednia inwazja wojskowa.
„Myślą, że istnieją nieznani przywódcy, subtelne struktury hierarchiczne, które tym sterują. Oni byli gotowi walczyć z ulicą – z kierowaną, organizowaną i możliwe że nawet z uzbrojonym tłumem. Do walki z nim wszystkie te maszyny na ulicach, armaty wodne, cele: tniemy, otaczamy, rozpędzamy. Ale zamiast tego mamy uroczy chaos kobiecego protestu, gdzie ciężko jest zrozumieć, o co chodzi. Mężczyźni są przed tym bezsilni. A one krzyczały: “Nikt wam nie da” – to jest okropne, – uśmiecha się ekspert. – To jest cios poniżej pasa, po prostu koszmar. Wielu przecież wierzy w siłę zbiorowego wyklęcia kobiet. To jest straszliwa broń”.
Teraz Białoruś pokazuje całemu światu, jak działa protest rozproszony, mówi Čały.
„Pomylili się również eksperty „wojsk kanapowych”, takie sobie „Nexty”. Myśleli, że jeżeli naciśniemy teraz, nie zaczniemy szturmować telewizji, Akrestina, budynków urzędowych, to protest zgaśnie. Ależ nie. I ludzie dobrze rozumieją, że ich siła nie jest w tym – w uzbrojonych protestach czy barykadach. To jest inny tryb sprzeciwu, wyłącznie pokojowy”.
Propaganda importowana: jak to działa
W zeszłym tygodniu zaproszono na pomóc białoruskim propagandystów rosyjskich. Ale czy to naprawdę będzie działało?
„Ważne jest rozumienie tego, że propaganda różni się od wiadomości. Mówi się, że propaganda kłamie zawsze, nawet kiedy mówi prawdę. To jest inny sposób prezentowania informacji. Proszę pooglądać sobie rosyjskie stacje: histeria, krzyk. To jest niebezpieczne dla zdrowia psychicznego. I to wszystko importowaliśmy”, – stwierdza ekspert.
„Oczywiste jest, – kontynuuje Čały, – że propagandyści pracują dość niezgrabnie. W wyniku pojawiają się takie inicjatywy jak przejazd więźniarek z czerwono-zielonymi flagami, co tylko nasila uczucie, że to jest flaga tych, którzy torturują”.
„Patrzcie: zbierają się akcje wsparcia, latają śmigłowce z flagami, jeżdżą rowery. Ale nie wiadomo, jaką emocję chce się poprzez to wywołać. Propaganda to prawo na nienawiść. A jeżeli jedna strona promieniuje nienawiścią, to druga musi po prostu promieniować miłością”.
Ekspert jest pewien, że w pewnym zakresie propaganda działa. To jest jak spam – dlaczego jest wysyłany. Bo działa. To samo tutaj: są osoby, które wierzą.
„Ciekawe, że czasem propaganda kompletnie odcina się od rzeczywistości. I wtedy powstają oświadczenia, że za Aliaksandra Łukaszenkę wyszło 3 miliony osób. Powiedziałbym, że 3 miliony starymi, do denominacji”, – uśmiecha się analityk.
Čały jest pewien, że Łukaszenka znowu działa w stylu Trumpa, do którego jest podobny mentalnie. Tamten, czując, że przegrywa, działa na rozłam w społeczeństwie i mobilizację swoich zwolenników.
„Nawet to słynne wyjście z helikoptera automatem i z synem z całą amunicją jest wzięte u trumpistów. W stylu tego zdjęcia pary z Saint-Louis, które Trump retweetował”.
„Jaki miał być efekt tego zdjęcia i filmika człowieka z automatem? „Zaraz was przestraszę!” A wyszło mizernie: prezydent pokazał nam swoją samotność. Już nie mówię o tym, że nie każdy Rembo chodzi na wojnę z osobistym lekarzem. To wygląda śmiesznie, – mówi ekspert. – Żaden playbook Trumpa nie pomoże: grupa wsparcia prezydenta jest rozproszona, nie ma możliwości ich mobilizacji. Rozłamu nie będzie, większość na drugiej stronie”.
Opinia eksperta może nie zgadzać się z opinią redakcji.